środa, 28 czerwca 2017

Zmiany

Dluższą chwilę mi zajęło podjęcie tej decyzji, ale w końcu jest. Po urlopie redukuje etat, dzięki czemu będę miała szansę rozkręcić pracę w domu. To jeszcze nie czas, by całkowicie rezygnować ze spokojnej stabilizacji umowy o pracę, ale robię pierwszy krok.

Wszystko w moich rękach :)

czwartek, 22 czerwca 2017

Nie chcę tak

4:46 - za mną już dziesięć godzin pracy. Przede mną jeszcze dwie. Piję kolejny kubek imbirowej herbaty. W głowie kręci się ze zmęczenia i od tłukącej się tam od dłuższego czasu myśli - nie dam tak dłużej rady.

Organizm się broni.

W dni pracujące popołudniami zaczynają się migreny. Braknie siły na pasje, choć do niedawna, by robić to, co lubię, potrafiłam zarwać kolejną, teoretycznie wolną noc. Po powrocie do domu kładę się i nawet jeśli zbudzę się wcześniej, to fizycznie nie mogę wstać, bo ciało mam ciężkie jak kamień

Ile jeszcze?

poniedziałek, 5 czerwca 2017

Kocham moje koty...

Zacznijmy od tego, że praca w nocy kompletnie rozwaliła mój zegar biologiczny. Kiedyś godzina ósma rano była idealną, by wstać. Dziś o dziesiątej to ja zmartwychwstaje... za to obudzić się o piątej, na godzinę, i nie móc zasnąć. Tak...

W związku z tym cierpię na chroniczne niewyspanie, chodzę poirytowana. Przed drugą kawą na ogół nie rozumiem, co ludzie do mnie mówią, a moja cierpliwość przypomina naciągniętą do granic możliwości cięciwę łuku.

I w ten krajobraz wpisuję się moja kocica. Stworzenie uparte, pełne charyzmy i stanowczości. Zupełnie jak właścicielka. Hy hy.

Kocica zwykła w nocy buszować po pobliskich łąkach, a rano przybywać na śniadanie. Niestety, nie posiadamy drzwiczek dla kotów, więc kiedy waćpanna wróci, zaczyna miauczeć pod oknem. Głośno. Wściekle. Wytrwale.

Na ogół wraca około 10-11. Dziś zrobiła wyjątek i o 6:30 zaczęła się awanturować, a ja doszłam do wniosku, że przeczekam. W końcu kiedyś jej się znudzi. Pójdzie łapać wróble.

Jasne.

Pierwsza poddałam się ja.

O 7:30...